Polskie forum łaskotek

Najlepsze miejsce dla miłośników łaskotek

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2021-04-21 12:37:13

Black
Użytkownik
Dołączył: 2021-04-11
Liczba postów: 34
WindowsChrome 89.0.4389.128

Velgeroth - Czara Zapomnienia

(1) Nowa fala zła

Siedziałem w swoim pokoju w Inkwizytorium pisząc notatkę z ostatniego wykonanego zadania, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Schowałem papiery do szuflady biurka.
- Wejść! - krzyknąłem.
Drzwi się otworzyły i do środka wkroczył średniego wzrostu mężczyzna w brązowym habicie mnicha. Jego głowę zdobiła rozległa łysina.
- Witaj, Velgeroth. - powiedział przybysz.
- Wejdź, Cadfaelu. - zaprosiłem go bliżej stołu. - Siadaj i opowiadaj.
Spoczął na krześle i otarł pot z czoła.
- Wczoraj wieczorem z naszej świątyni Elarda, mieszczącej się w obrębie klasztoru, skradziono magiczny przedmiot - Czarę Zapomnienia. - zaczął opowiadać. - Została ona dawno temu odzyskana z rąk złej wiedźmy Gildred, którą złapano i za uprawianie czarów spalono na stosie. Czara ma specjalne właściwości. Użyta przez wprawnego magika może spowodować nieodwracalne szkody a nawet doprowadzić do zagłady wszystkiego co żyje. Dzisiaj jest Noc Mroku, okazja do niecnych czynów. Planety ustawiły się w jednej linii, tworząc koniunkcję. W takim momencie można wywołać Thorna - pana śmierci i zniszczenia. Mamy mało czasu, Velgeroth.
- Wczoraj wieczorem nastąpiła kradzież, a ty dopiero teraz z tym przychodzisz? - spytałem zdziwiony.
- Jestem detektywem - amatorem. Przeprowadziłem swoje śledztwo aby nie przychodzić do was z pustymi rękami. - odparł mnich.
- I co ciekawego odkryłeś?
- Po odnalezieniu kilku śladów doszedłem do wniosku, że złodziej musiał pochodzić z Rinigen. Ponieważ jednak nie zdążyłby dotrzeć tam przed północą, musiał zaszyć się w gęstym lesie Veipert. Do wywołania demona potrzebna jest krew dopiero co zabitego człowieka.
- W takim razie ciężko go będzie znaleźć. - stwierdziłem. - Las jest tak rozległy, że łatwiej można dostrzec igłę w stogu siana.
- No nie jest aż tak beznadziejnie. - uśmiechnął się Cadfael. - Złodziej miał pomocnika, który wprowadził go na teren klasztoru. Spostrzegłem dwoje ludzi przy bramie jak wracałem z ogrodu. Było ciemno, ale zauważyłem, że mężczyźnie pomagała młoda kobieta. Mieszka ona w domach, przy bramie klasztoru. Pracuje u nas jako służąca, sprząta, pierze, w zamian za utrzymanie.
- Dobre i to. - odrzekłem. - Zatem jedziemy do klasztoru.
Podnieśliśmy się ze swoich miejsc. Udaliśmy się na dziedziniec, gdzie po chwili przyprowadzono nasze konie. Nie zwlekając, ruszyliśmy do Laris, gdzie nad strumieniem wpadającym do rzeki Tar mieściły się stare zabudowania klasztorne zakonu św.Elarda.

(2) Na tropie

Wieczorem, w chwili gdy ostatnie promienie zachodzącego słońca oświetliły ziemię niezwykłym, niemalże krwawym odcieniem, zbliżyliśmy się do Laris.
Jeden z mnichów wziął od nas konie i zaprowadził je do stajni. Udaliśmy się do kwatery Cadfaela, mieszczącej się przy południowej ścianie murów. Gdy weszliśmy do środka, uderzył mnie silny zapach ziół i medykamentów.
- Nadal zajmujesz się leczeniem wieśniaków? - spytałem, zasłaniając nos.
- Tak. Ale oprócz doglądania chorych zajmuję się również wyjaśnianiem dziwnych spraw. - uśmiechnął się lekko.
- Pozwól, że dalej sam zajmę się tą sprawą. - zadecydowałem. - Opisz mi tylko dziewczynę, która u was pracuje.
Cadfael usiadł na małym stołku. Założył ręce na piersiach i popatrzył na mnie ironicznie.
- Velgeroth. Czy ty masz mnie za całkowitego amatora? - spytał, mrużąc oczy. - Muszę ci pomóc schwytać tą dziewczynę. Jest niby skromnej postury, ale wierz mi, że jest bardzo silna i przebiegła. Nie wiem, czy dasz sobie z nią radę.
- Wątpisz w moje zdolności po tylu wyjaśnionych sprawach? - spytałem hamując gniew. Mnich w wyraźny sposób nabijał się ze mnie.
- Źle mnie zrozumiałeś. - odparł. - Doceniam to, co do tej pory zrobiłeś w obronie wiary. Pozwól jednak sobie pomóc.
Machnąłem ze zniecierpliwienia ręką.
- Dobra, niech ci będzie. Widzę, że i tak się ciebie nie pozbędę.
Było już prawie całkiem ciemno gdy opuściliśmy herbarium. Skierowaliśmy się do bramy, skąd dobiegł nas przenikliwy jęk.
W pobliżu domu, znajdującego się tuż przy bramie klasztoru, leżał młody mężczyzna. Miał głęboką ranę na nodze, z której sączyła się krew.
- Co się stało?! - krzyknąłem, chwytając człowieka za ramię.
- To była ta młoda dziewczyna, która tutaj mieszka. - wydusił z siebie ranny.
- Ale czego od ciebie chciała?
- Nie wiem, Panie. Uciekła do lasu, kierując się do Fares.
- Zajmij się nim. - powiedziałem do Cadfaela.
Wyprowadziłem konia ze stajni i ruszyłem we wskazanym kierunku. Po paru minutach jazdy, po prawej stronie w gęstwinie krzaków, usłyszałem jakieś dziwne sapanie. Zatrzymałem się i zeskoczyłem z konia, którego przywiązałem do drzewa. Zagłębiłem się w zarośla. Zajrzałem pod niski krzew i ujrzałem młodą blondynkę, która zmęczona ucieczką, zasnęła. Na jej rękach spostrzegłem ślady krwi. Domyśliłem się, że to ona napadła na mężczyznę, którego spotkaliśmy pod bramą klasztoru.
Odszedłem na sporą odległość. Znalazłem się na niewielkiej polance, otoczonej dookoła bujnymi krzakami. Wyjąłem miecz i wyciąłem nim dwa grubsze kije. Wbiłem je w ziemię, w pewnej odległości od siebie, zostawiając kilkanaście centymetrów ponad grunt. Po przygotowaniu miejsca pracy powróciłem do śpiącej dziewczyny. Zakradłem się do niej, ale jak na złość potknąłem się o wystający korzeń i jak długi runąłem na ziemię. Dziewczyna obudziła się i spostrzegłszy mnie zerwała się na równe nogi. Chciała skoczyć w gęstwę zarośli, ale w ostatniej chwili chwyciłem ją za nogę i pociągnąłem do siebie. Po krótkiej szamotaninie, podczas której dziewczyna wyrywała się jak mogła z moich objęć, leżała związana jak baran ze szmatą w ustach.
Zarzuciłem ją na ramię i zaniosłem do przygotowanych wcześniej palików. Po pewnym czasie, z trudem, rozciągnąłem dziewczynę pomiędzy wystającymi z ziemi kijami i przywiązałem jej ręce i nogi do palików. Patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach.
Usiadłem na trawie obok jej głowy. Wyjąłem szmatę z ust dziewczyny.
- Mam do ciebie kilka pytań. - zacząłem.
- Nie wiem o co ci chodzi? - wyrzuciła z siebie.
- Zaraz wszystkiego się dowiesz. - odpowiedziałem spokojnie. - Chcę wiedzieć, dlaczego zraniłaś tego człowieka?
- Skąd wiesz, że to ja?
- Nie rób ze mnie idioty! - warknąłem gniewnie. - Masz na sobie ślady krwi, a poza tym wskazano mi kierunek, w którym uciekałaś. Tylko ciebie znalazłem w tym lesie i to niedaleko od miejsca zdarzenia.
Nastała cisza.
- Powiesz mi wszystko, czy mam cię ładnie poprosić? - spytałem, siadając przy jej nogach.
- Nie wiem, o czym mówisz. - odpowiedziała.
Powoli zdjąłem jej buty, odsłaniając ładne zgrabne stopy.
- Co robisz? - spytała z niepokojem.
- Poproszę cię o odpowiedź.
Przejechałem delikatnie opuszkami palców po jej aksamitnych podeszwach. Zgięła palce stóp, marszcząc skórę na śródstopiach. Jedną ręką odchyliłem jej palce do tyłu a drugą zacząłem intensywnie łaskotać wrażliwe podeszwy.
Dziewczyna szarpnęła się w więzach i po chwili usłyszałem jej śmiech. Kontynuowałem, drażniąc palcami pięty i przesuwając się ku górze. Łaskotałem miękkie poduszki pod palcami, czym doprowadzałem dziewczynę do bardziej histerycznego śmiechu i krzyku. Próbowała uciekać stopami na boki, ale trzymałem je na tyle mocno, że o oswobodzeniu z uchwytu mogła zapomnieć. Muskałem jej naprężoną skórę na podeszwach, powodując kolejne wybuchy niekontrolowanego śmiechu. Po paru minutach tortur dziewczyna zachrypła i skrzeczała jak sroka. Nie zważając na to, że jej śmiech przypominał teraz skrzyp nienasmarowanych zawiasów u drzwi, łaskotałem dalej zawzięcie stopy dziewczyny.
- Dooość! - krzyczała przez łzy.
Po jakimś czasie przerwałem tortury. Dałem chwilę dziewczynie, aby wyrównała oddech.
- Mów wszystko, co wiesz. - powiedziałem groźnie.
- Czarę, której szukacie, zabrał Mroczny Wojownik. Wygląda on jak rycerz w czarnej płytowej zbroi. W rzeczywistości jest jednak magiem, który chce wypróbować zdolności czary. - wydusiła.
- W którą stronę się udał? - spytałem zniecierpliwiony.
- Do piekielnych wrót. To ten kamienny łuk, znajdujący się niedaleko tajemniczego kręgu obok Fares.
Podniosłem się z ziemi. Ruszyłem w kierunku traktu.
- Nie zostawiaj mnie tutaj! - krzyknęła za moimi plecami.
Odwróciłem się na chwilę.
- Nie martw się. - powiedziałem. - Zaopiekują się tobą wilki.
- Ty skurwysynu! - warknęła ze złości. - Uwolnij mnie!
Popatrzyłem na nią z politowaniem i udałem się do pozostawionego przy drodze konia.

(3) W obliczu śmierci

Było już całkiem ciemno, gdy dotarłem do piekielnych wrót. Poczułem na twarzy lekki wiatr i spadające powoli krople deszczu. Zsiadłem z konia i ukryłem go między drzewami. Chwyciłem do ręki swój miecz i ruszyłem przed siebie, zagłębiając się w las. Ręce mi się trzęsły, a palce aż zbielały, tak były zaciśnięte na rękojeści miecza. Nagle po kilkunastu krokach z gęstwiny po lewej stronie dobiegł mnie potężny głos, wypowiadający coś w rodzaju zaklęcia.
Przedarłem się przez krzaki i ujrzałem widok, na który zwykły śmiertelnik padłby z wrażenia.
Po środku polany stał, odwrócony do mnie plecami, ogromny rycerz w kruczoczarnej zbroi. Obok niego w trawie leżał wielki obusieczny miecz ze złotą rękojeścią. Ów rycerz dzierżył w dłoniach czarę i wypowiadał jakąś formułę zaklęcia. W piekielnych wrotach zaczęło się rozjaśniać. Podmuch wiatru stał się silniejszy. Ledwo stałem na nogach, trzymając sie grubej gałęzi, aby się nie przewrócić. Po chwili wiatr trochę zelżał. W kamiennym łuku blask z pomarańczowego przeszedł w biel. Musiałem zareagować w tym momencie, zanim pojawił się demon. Wyszedłem zza drzewa, ale wyraźnie miałem dziś pecha. Znowu potknąłem się o coś, co przypominało oderwaną ludzką rękę. Słysząc moje kroki, rycerz upuścił czarę, która potoczyła się w trawę. Chwycił błyskawicznie swój ogromny miecz i rzucił się na mnie.
Zadał cios tak potężny, że pomimo iż sparowałem go swoim mieczem, powalił mnie na ziemię. Po chwili wyprowadził kolejne uderzenie. W ostatnim momencie uchyliłem się, przekręcając się na trawie. Przeciwnik miał na sobie ciężką zbroję, ale poruszał się niezwykle szybko i celnie wyprowadzał następne ciosy. Ja już ledwo dyszałem od przyjmowania jego uderzeń, a on zachowywał się jakby był na treningu. Kolejne pchnięcie spowodowało sporą ranę ramienia, z którego pociekła nitka krwi. Jęknąłem z bólu i na mych ustach pojawił się grymas niezadowolenia. Oparłem się o drzewo i upuściłem miecz z ręki. Czarny rycerz podszedł do mnie i podniósł do góry swój miecz. Zauważyłem, że pomiędzy zbroją a hełmem zrobiła się szczelina, odsłaniając krtań przeciwnika. To była moja jedyna szansa. Niepostrzeżenie wyjąłem z cholewy buta mały sztylet. W momencie, gdy rycerz szykował się do zadania śmiertelnego ciosu rzuciłem sztyletem w odsłonięte miejsce, przebijając krtań maga. Upadł na ziemię z tak ogromną siłą, że aż ziemia się zatrzęsła.
Blask w piekielnych wrotach zanikł. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane.
Podniosłem się z trudem z ziemi i chwyciłem do ręki Czarę Zapomnienia. Podszedłem do kamiennego łuku wrót i rozbiłem ją na drobne kawałki. Lepiej ją zniszczyć niż strzec w świątyni, gdzie będzie łakomym kąskiem dla fanatyków czarnej magii.

(4) Powrót do codzienności

Udałem się po tych dramatycznych przeżyciach do klasztoru Laris. Gdy tam dotarłem, spadłem z konia tuż przed bramą. Byłem tak wycieńczony, że nie miałem siły podnieść się z ziemi. Natychmiast na drodze pojawiło się dwóch mnichów, którzy zaprowadzili mnie do infirmerii - izby chorych.
Po paru minutach przybiegł brat Cadfael.
- Zostawcie nas samych. - powiedział do mnichów.
Wyszli, zamykając za sobą drzwi.
- Pokaż tą ranę. - zwrócił się do mnie, rozrywając kaftan. Syknąłem z bólu.
- To coś poważnego? - spytałem z niepokojem.
- Do wesela się zagoi. - zażartował Cadfael. - Jesteś twardy, Velgeroth. Tyle razy wychodziłeś z nie takich opresji.
- Czyli nie umrę do jutra? - uśmiechnąłem się lekko, choć po chwili grymas bólu pojawił się na mojej twarzy.
- Mam nadzieję, że nie. Musimy odkazić tą ranę.
To mówiąc mnich opuścił infirmerię. Po pewnym czasie wrócił, niosąc w ręku pokaźny dzban wina.
- Myśle, że to ci pomoże. - podał mi dzban do ręki.
Łyknąłem chciwie trochę wina. Oblizałem wargi i mlasnąłem językiem.
- Cadfaelu, jesteś niezastąpiony. Co ja bym bez ciebie zrobił. - powiedziałem wreszcie.

...

I oto kolejne zło zostało zażegnane, ale ile jeszcze czeka mnie pracy, aby nastał spokój i ludzie oddali się jednej wierze.
Świat tortur, stosów i bluźnierstwa trwać będzie jeszcze długo...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
walkcraftforum - scprp - securoserv - homeoffice - modernstory