Polskie forum łaskotek

Najlepsze miejsce dla miłośników łaskotek

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2021-04-23 10:33:38

Black
Użytkownik
Dołączył: 2021-04-11
Liczba postów: 34
WindowsChrome 90.0.4430.72

Velgeroth 5 - Osaczeni

*****

Nadeszła noc. Zamek Vergen, usytuowany na stromej skale nad brzegiem morza odcięty od lądu głęboką fosą, spowiła gęsta mgła. Zerwał się wiatr i ciskał w mury zamku kroplami rzęsistego deszczu.
Sira siedziała w gęstej kępie zarośli, naprzeciwko zwodzonego mostu. Miała za zadanie rozpoznać zamiary wroga i zanieść uzyskane informacje do stacjonujących nieopodal wojsk króla Elarda.

Wojna, która toczyła się pomiędzy dwoma królestwami, miała charakter czysto zaborczy. Rozpętana dawno temu, przynosiła więcej strat niż zysków. Gineli ludzie, czasami konie. Elard za wszelką cenę chciał zmusić wojska królowej Aiszien do opuszczenia strategicznego cypla, na którym wznosił się zamek Vergen. Kto miał kontrolę nad zamkiem, ten miał kontrolę nad przepływającymi statkami z żywnością, jak i z bronią.
O zamek były prowadzone nieustanne boje, nie przynoszące oczekiwanego rezultatu. W końcu król Elard postanowił wysłać szpiega, aby wybadał słaby punkt obrony zamku.

Dziewczyna obserwowała miejsce, którym można było dostać się do zamku. Jej brązowy skórzany strój ociekał wodą. Jasne włosy, okryte głębokim kapturem, miały zamoczone końce i pozlepiały się w grube strąki. Obejrzała się w kierunku, skąd narastał tętent koni. Zbliżał się oddział zbrojnych rycerzy. Usłyszała przeraźliwy zgrzyt łańcuchów i most zwodzony zaczął się opuszczać. Konni wjechali na most i zniknęli w bramie. W oddali, na dziedzińcu, było słychać zamierający stukot kopyt. Po chwili most, przy akompaniamencie strasznego hałasu, zaczął się podnosić.
" To moja jedyna szansa" - pomyślała Sira i wybiegła z krzaków, w szybkim tempie dopadając mostu i chwytając się rękami szerokiego przęsła. Drewniana, solidna konstrukcja z głuchym łomotem opadła na swoje miejsce. Dziewczyna wisiała nad głęboką fosą, trzymając się grubej belki. Ręce zaczęły jej cierpnąć, nogami próbowała znaleźć jakieś oparcie. Wreszczie wyczuła niewielką szczelinę, w którą włożyła prawą stopę. Odciążyła ręce i powoli przesunęła się do krawędzi mostu. Chwyciła za kamienne obramowanie i przeszła na wąski gzyms, obiegający zamek. Kamienie były śliskie od padającego deszczu, jej stopy niejednokrotnie obsuwały się, nadwyrężając mięśnie rąk. Wreszcie dotarła do szerokiego otworu w murze. Wspięła się do środka przestronnej komnaty. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Sądząc po wystroju i przepychu, jaki tu panował, doszła do wniosku, że trafiła do komnaty królowej.
Podeszła do drewnianych wrót. Otworzyła je i wyszła na ganek, obiegający dookoła ogromny dziedziniec. Udała się w kierunku, skąd dochodziły odgłosy prowadzonej rozmowy. Zatrzymała się przy lekko uchylonych drzwiach.
- Więc mówisz, Mogart, że oddziały wroga zajmują nadal swoje pozycje? - spytała kobieta.
- Tak, Pani. Podsłuchałem również, jakoby król Elard miał wysłać do naszego zamku szpiega.
- Dobrze się spisałeś. - pochwaliła go królowa. - A tego szpiega jak namierzycie, to poinformujcie mnie o tym fakcie. Osobiście się nim zajmę.
- Tak, Pani. - padła odpowiedź.
Sira, słysząc zbliżające się kroki, schowała się za załomem murów. Królowa wraz z informatorem opuścili komnatę i udali się w drugą stronę, schodząc na dziedziniec. Po chwili zniknęli jej z oczu. Wychyliła się z wnęki i skierowała do dolnych pomieszczeń. Nie wiedziała, jakie niespodzianki kryje stare zamczysko.

Szła szerokim, słabo oświetlonym korytarzem. Umieszczone na ścianach pochodnie rzucały skąpe światło na posadzkę i rozmieszczone wzdłuż korytarza zbroje rycerzy. Zbliżała się do załomu murów, gdy usłyszała za sobą jakiś szmer i cichy śmiech. Odwróciła się. Jakieś dwadzieścia metrów od niej stała królowa Aiszien, w czarnej obcisłej sukni. Opierała się o ścianę. Sira dopiero teraz dostrzegła, że królowa trzyma za drewnianą dźwignię.
- Dokąd to, młoda kobieto? - zapytała szyderczo Aiszien. - Przyszłaś zwiedzać zamek?
- Jaaa... - zaczęła się plątać dziewczyna.
- Nie musisz nic mówić. - zaśmiała się królowa. - Przynajmniej narazie.
Pociągnęła za dźwignię, a fragment posadzki, na którym stała Sira, przechylił się, ukazując ciemną otchłań. Dziewczyna ssunęła się z podłogi i runęła w dół.
Po chwili posadzka wróciła do poprzedniej pozycji.
Królowa udała się do swojej komnaty.
Siedziała przed lustrem i pisała notatkę w pamiętniku. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść! - krzyknęła.
Do komnaty wślizgnął się, przez ledwo uchylone wrota, służący.
- Mów, z czym przychodzisz?! - rzekła Aiszien, nie odwracając się od lustra.
- Jaśnie Pani. - zaczął drżącym głosem. - Bulrog, szef straży, kazał oznajmić, że dziewczyna jest już gotowa.
- Dobrze. Niech nikt jej nie rusza! - rozkazała.
- Tak, Pani. - skłonił się służący i tyłem opuścił komnatę.
" To ciekawe. - pomyślała Aiszien. - Przysłali takiego szpiega, że boki zrywać. Mojemu informatorowi należy się nagroda."

Zmierzała krętymi schodami do podziemi. Skierowała swe kroki do sali tortur. Weszła do środka i ujrzała dziewczynę, leżącą na drewnianym stole w kształcie krzyża. Pod ścianą stał strażnik a obok niego, wśród narzędzi grzebał kat.
- Zostawcie nas same! Wyjdźcie i zamknijcie za sobą drzwi! - padł rozkaz.
Obaj opuścili salę bez jednego słowa. Po chwili dziewczyny zostały same.
Sira miała na sobie strzępy skórzanego stroju, który strażnicy rozdarli podczas przypinania dziewczyny do stołu. Na nogach tkwiły obszarpane miękkie buty.
Dziewczyna była zakneblowana i niemym wzrokiem obserwowała poczynania królowej. Ta podeszła do Siry i pochyliła się jej do ucha.
- Miałam cię oddać w ręce strażników. - szepnęła cicho. - Ale oni by cię zamęczyli na śmierć. Ja jednak postaram się tobą zająć, utrzymując cię dłużej przy życiu.
Wyjęła spod sukni duże, sztywne, czerwone pióro. Poruszyła nim, pokazując dziewczynie, jak zamierza go użyć.
Aiszien zbliżyła się do stóp Siry i powolnym ruchem zdjęła jej buty, odsłaniając zgrabne podeszwy.
Dziewczyna ze strachem obserwowała jej poczynania. Królowa usiadła przy bosych stopach Siry i delikatnie zaczęła łaskotać piórem odsłonięte podeszwy.
Reakcja była natychmiastowa. Ciało dziewczyny wygięło się w łuk. Sira zaczęła się szarpać i wić na boki. Królowa kontynuowała tortury, łaskocząc płynnymi ruchami z góry na dół i odwrotnie całe podeszwy stóp. Co jakiś czas czubkiem pióra muskała środek stóp i miejsce tuż pod palcami, najbardziej wrażliwe na łaskotki.
Po kilkunastu minutach Aiszien przerwała łaskotanie. Sira opadła na stół, jęczała cicho i miała łzy w oczach. Jednak nie był to koniec tortur. Królowa usiadła przy górnej części ciała Siry i zaczęła piórem muskać goły brzuch, boki i żebra dziewczyny. Męczonej ciężko już było znieść łaskotanie, które z przerwami trwało dłuższy czas. Wiła się i uciekała przed piórem, ale cały czas czuła jego dotyk na swoim ciele. Po paru minutach była już tak zmęczona, że przestała się ruszać, tylko z jej ust wydobywał się cichy jęk.
Po dwóch godzinach, królowa znużona torturami, zaprzestała łaskotek. Odłożyła pióro i zwróciła się do dziewczyny:
- Dostałaś nauczkę, żeby nie wsadzać nosa w cudze sprawy. Wypuszczę cię, abyś zaniosła swemu królowi wiadomość, że jak jeszcze raz złapię tutaj jakiegoś szpiega, to go każę utopić.
- Straż! - krzyknęła w kierunku drzwi.
Do środka weszło dwóch uzbrojonych mężczyzn, którzy odpięli dziewczynę i wyprowadzili z sali tortur. Po pewnym czasie wyrzucili Sirę w krzaki, obrastające zamek.
Królowa udała się do swojej komnaty, gdzie w pamiętniku zapisała kolejne niepowodzenie króla Elarda w zdobyciu zamku.

Sira wróciła do obozu, powiadamiając króla o groźbie Aiszien. Ale to nie zniechęciło Elarda do podejmowania kolejnych prób zdobycia zamku.

*****

Wokół roznosił się intensywny zapach palących się świec. Ich delikatny dym okrywał lekką mgiełką ubogi ołtarz.
Siedziałem w jednej z ław, ustawionych w dwóch rzędach od drzwi świątyni aż pod podwyższenie dla kapłanów. Słuchałem świstu wiatru, który przenikał przez szczeliny w murze. Przymknąłem oczy i pogrążyłem się w modlitwie. Prosiłem Boga, aby przyjął duszę mojego przyjaciela Cadfaela do swej światłości.
Poczułem silny podmuch wiatru. Przeniknął mnie dotkliwy ziąb, który wtargnął wraz z masą pożółkłych liści do wnętrza świątyni poprzez uchylone wrota. Usłyszałem nadciągające kroki. Po chwili obok mnie stanął młody mężczyzna. Kątem oka zauważyłem, że jest to żołnierz oddziału króla Elarda. Przybysz spoczął w ławie tuż obok. Słyszałem jego przyśpieszony oddech i ciche posapywanie.
- Panie. - odezwał się po jakimś czasie. - Mamy do was wielką prośbę.
Popatrzyłem na niego niechętnie, podirytowany faktem, że mi przeszkadza w modlitwie.
- Czego chcesz? - spytałem.
- Byłem w waszym Inkwizytorium prosić o pomoc. - odrzekł cicho. - Pan Limar polecił mi udać się do Laris i odnaleźć ciebie, Panie. Sprawa jest delikatna. Chodzi o to, że nasz król za wszelką cenę chce zdobyć zamek Vergen. Jest to ważny punkt strategiczny. Żadne próby zdobycia zamku nie przyniosły rezultatu. Król podejrzewa, że królowa Aiszien tylko czarami sprawia trudności w zawładnięciu Vergen. Dlatego posłał mnie do Fares abym zawiadomił was o tym fakcie. Pomóc nam możesz tylko ty, Panie. Byłeś dawno temu więźniem w Vergen i udało ci się stamtąd uciec, więc wiesz jak się dostać do zamku nie wzbudzając niczyich podejrzeń.
- Czy Limar obiecał ci, że się zajmę tą sprawą?
- Szczerze mówiąc, to nie. - westchnął przybysz.
Popatrzyłem na święty obraz umieszczony na ołtarzu.
- " Zrobię to dla ciebie, Cadfaelu." - pomyślałem z goryczą.
Podniosłem się z ławy i skierowałem do wyjścia. Za mną poczłapał nieznajomy. Chwycił mnie za rękaw kaftana.
- Velgeroth! Nie dałeś mi odpowiedzi!
- Osiodłaj konie! - burknąłem, strącając jego dłoń z rękawa.

Pod wieczór dotarliśmy w pobliże zamku Vergen. Znaleźliśmy się w gęstym lesie. Po krótkiej wędrówce osiągnęliśmy cel podróży. Skryliśmy się na szczycie niewielkiego wzniesienia, schowani za krzakami jałowca. Był tutaj doskonały punkt obserwacyjny. Mięliśmy jak na dłoni cały widok zamku, łącznie z mostem zwodzonym, jak i platformę do cumowania statków. Znajdowała się ona na kamiennym podwyższeniu. Statki dobijały do położonego niżej drewnianego pomostu, a później wchodziło się stromymi schodami na platformę. Stamtąd szerokimi wrotami można było dostać się na dziedziniec zamku.
Wejście, którym kiedyś uciekłem z podziemi mieściło się jeszcze poniżej drewnianego pomostu, tuż nad linią wody. Musieliśmy dostać się najpierw na pomost, a potem za pomocą liny opuścić się do zamaskowanego włazu.
- Masz linę? - spytałem nieznajomego.
- Mam, Panie. - pokazał gruby zwój, który odpiął od siodła, pozostawionego nieopodal konia.
- To dobrze. - stwierdziłem. - Jak zapadnie zmrok zejdziemy w dół i udamy się na pomost, gdzie cumują statki.
Położyłem się na trawie i zasnąłem.

Obudziłem się po jakimś czasie i spostrzegłem, że nadeszła pora aby dostać się do zamku. Szturchnąłem nieznajomego w bok, który chrapał w najlepsze, i powoli zaczęliśmy schodzić po pochyłości wzniesienia. W słabym świetle księżyca zamajaczyła przed nami przystań. Rozejrzałem się na boki, czy nikogo nie ma w pobliżu pomostu, ale nie dostrzegłem żadnego człowieka. Przeszliśmy długim pomostem na jego drugą stronę. Usiadłem, zwieszając nogi nad wodą.
- Podaj mi linę. - zarządziłem.
Nieznajomy zdjął zwój z ramienia i bez słowa mi go wręczył.
Obwiązałem linę wokół pala podtrzymującego pomost. Chwyciłem się jej i zsunąłem tuż nad linię wody. Naprzeciwko twarzy ujrzałem niewielki otwór, co jakiś czas zalewany nadchodzącą falą, która z głośnym pluskiem rozbijała się o nadbrzeże. Wsunąłem sie z trudem do otworu kompletnie przemoczony. Nie byłem przystosowany do takich ewolucji na linie, tym bardziej, że otwór lekko piął się w górę. Opadłem na dno włazu i pociągnąłem za linę. Po paru minutach nieznajomy również znalazł się w tajemnym przejściu.
Odpoczęliśmy chwilę. Zaczęliśmy się wspinać po wilgotnej posadzce tunelu. Nogi ślizgały się na obrośniętym mchem kamiennym obramowaniu przejścia. Po paru krokach tunel wyprostował się i powiększył. Teraz łatwiej było się nim przemieszczać. Dotarliśmy do rozwidlenia.
- Niech się zastanowię. - mruknąłem do siebie. - Dobrze nie pamiętam, ale chyba powinniśmy pójść w prawo.
Skierowaliśmy się do prawej odnogi korytarza. Szliśmy całkiem po omacku, tylko poprzez szczeliny w murze przebijało się słabe światło księżyca. Ono ułatwiało nam w jakimś stopniu wędrówkę.
Nagle nieznajomy, który kroczył tuż przede mną zsunął się do jakiegoś otworu w posadzce. Zdążył jednak złapać się kamiennego obramowania.
- Pomóż mi! - krzyknął ze strachem. - Szybciej! Już się dłużej nie utrzymam!
Położyłem się na ziemi i chwyciłem go za rękę. Był bardzo ciężki. Gdy puścił obramowanie, aby złapać moją dłoń, boleśnie odczułem ciężar jego ciała na swoim przedramieniu. Ręce miał mokre od wilgoci. Poczułem, że jego dłoń wyślizguje mi się. Czubki jego palców już ledwo dotykały moich. Nagle puścił się obramowania i runął w dół.
- Nieeeeeeee!!! - usłyszałem jego krzyk ginący w mrocznej otchłani. Nawet nie usłyszałem upadającego ciała.
Odwróciłem się na plecy. Oddychałem głęboko. Ból z nadwyrężonej ręki promieniował na całe ciało. Podniosłem się z posadzki i powróciłem do rozwidlenia. Tym razem postanowiłem udać się na lewo. Skoro tamten korytarz okazał się pułapką, to ten powinien doprowadzić mnie do wnętrza zamku.
Przeszedłem kilkanaście metrów i dotarłem do drewnianych drzwi. Wyszedłem na szeroki korytarz, ciągnący się wokół zamku. Wzdłuż niego były porozstawiane zbroje rycerzy. Po krótkim marszu znalazłem się w pobliżu skarbca. Przez uchylone wrota dostrzegłem młodego człowieka, który siedział w stosie złotych monet i chował je do skórzanej obszernej torby. Co jakiś czas rozglądał się na boki, patrząc czy nikt go nie obserwuje.
Nagle po przeciwległej stronie skarbca otworzyły się drzwi i stanęła w nich królowa Aiszien.
- Mam cię złodzieju! - krzyknęła szyderczo. - Od dłuższego czasu zachodziłam w głowę, co się dzieje z monetami ze skarbca, które z niewiadomych przyczyn znikają.
- Ja, ja, ja... - zaskoczony złodziej nie mógł wydobyć z siebie głosu.
- Ale dam ci nauczkę! Więcej już nic nie ukradniesz!
Posadzka pod monetami zaczęła się lekko ruszać. Złodziej zaczął się zapadać w blasku złota. Po chwili podłoga pod monetami rozdzieliła się na dwie części. Człowiek wraz ze skarbem runęli w dół, pochłonięci przez mrok otchłani.
Wbiegłem do skarbca i stanąłem na krawędzi otworu.
- O, widzę kolejnego gościa. - zaśmiała się królowa. - Niestety nie mam już kosztowności.
- Zamknij się, wiedźmo! - wrzasnąłem na nią. - Chyba nie myślisz, że jestem takim pętakiem, jak ten złodziejaszek. Chodzi mi o ciebie.
- O mnie? Co inkwizycja może ode mnie chcieć?
- Dostaliśmy informację, że dzięki twoim czarom zamek jest nie do zdobycia.
- Elard cię przysłał. - zgadywała. - Ucieka się do takich środków, jak niepokojenie inkwizycji, aby zdobyć zamek. Ten łotr i tak się tutaj nie dostanie.
- Skoro ja się dostałem, to on również może. - stwierdziłem.
- Ale jak zginiesz, to nikt twoją drogą już tu nie przyjdzie. - zauważyła Aiszien.
Zaśmiała się i wycelowała we mnie swe dłonie. W ostatniej chwili zdążyłem uskoczyć za kamienny filar podtrzymujący strop. Ognisty piorun trafił w ścianę, w miejscu gdzie przed chwilą stałem. Gdybym się nie schował, zostałby ze mnie popiół.
Usłyszałem trzaśnięcie drzwi. Wychyliłem się zza filara. Królowa opuściła skarbiec. Musiałem przejść nad przepaścią i złapać Aiszien. W tym momencie dała mi dowód na to, że podejrzenia króla Elarda były wiarygodne.
Wybiegłem na korytarz i z jednej ze zbroi wyjąłem duży topór. Przeszedłem kilka kroków dalej i znalazłem na podeście zwój liny. Wróciłem do skarbca. Rzuciłem toporem, który wbił się w drewnianą framugę drzwi. Zrobiłem pętlę na końcu liny i za trzecim razem zarzuciłem ją na wbity topór. Drugi koniec liny obwiązałem wokół kamiennego filara. Chwyciłem się rękami liny i zawisłem nad przepaścią. Ręce mi cierpły a do przejścia miałem jeszcze kilka metrów. Przesuwałem się po linie powoli wymachując nogami. Wreszcie dotarłem do drzwi i oparłem stopę o drewnianą framugę. Z trudem stanąłem w miejscu, gdzie parę minut temu stała Aiszien. Otworzyłem drzwi i stanąłem na kamiennym, oświetlonym pochodnią, podeście. Przede mną znajdowały się długie schody zakręcające w dół. Po środku był otwór. Gdy spojrzałem w głąb serce zabiło mi szybciej. Gdybym spadł w tą kilkudziesięciometrową dziurę zginąłbym bez wątpienia. Zacząłem schodzić w dół. Zanim dotarłem do kresu schodów zajęło mi to chyba z pół godziny. Stanąłem na wprost długiego korytarza, którego koniec rozświetlało nikłe blade światło. Gdy znalazłem się u wylotu korytarza ujrzałem niewielkie urwisko tuż nad morzem. Po prostu dotarłem do innego zamaskowanego wyjścia z zamku. Tutaj jednak, żeby wydostać się na górę, trzeba było kilkudziesięciometrowej wspinaczki po linie.
Na skraju urwiska rosły gęste krzaki. Tuż obok nich nad urwiskiem rosło słabe uschnięte drzewo. Stanąłem obok niego i zastanawiałem się, gdzie jest Aiszien. Nagle usłyszałem nadciągające kroki. Odwróciłem się i w tym momencie królowa napadła na mnie trzymając sztylet w ręku. Z jego ostrza skapywała jakaś ciecz. Domyśliłem się, że sztylet jest zatruty. Odsunąłem się instynktownie na bok, jednocześnie podstawiając Aiszien nogę. Ta runęła do przodu wypuszczając sztylet z ręki. W ostatniej chwili złapała się uschniętej gałęzi rosnącego drzewa i zawisła nad urwiskiem. Popatrzyła na mnie z wściekłością.
- No na co tak się patrzysz?! Byś mi pomógł. - warknęła ze złością.
- Pomogę ci. - odparłem spokojnie. - Ale przejść na tamten świat.
- Co ty bredzisz? Wciągnij mnie, bo dłużej nie wytrzymam!
Zbliżyłem się do niej i położyłem się na trawie tuż nad urwiskiem.
- Sprawdzę, czy wytrzymała z ciebie kobieta. - powiedziałem cicho.
Wbiłem jej swoje palce pod żebra i zacząłem łaskotać boki oraz brzuch. Aiszien zaczęła się wyrywać i bujać na gałęzi a jej śmiech rozchodził się w promieniu kilkunastu metrów i odbił się echem od ściany zamku.
- Przestań! Mam łaskotki! - krzyczała pomiędzy kolejnymi wybuchami śmiechu.
Po minucie, pod wpływem ciężaru, gałąź złamała się i królowa poleciała w dół. Spojrzałem na dno urwiska. Jej roztrzaskane ciało zalewały morskie fale.

Wojska króla Elarda wkroczyły do zamku Vergen. Dobiegł kres wojny, którą zakończyła moja skromna osoba.
Po paru dniach znowu siedziałem w świątynnej ławie w Laris, gdzie delektowałem się zapachem płonących świec i kontemplowałem uroki tego zacisznego miejsca.
- " Przyjacielu, kolejne zło zażegnałem, ale chciałbym się już spotkać z tobą u bram niebieskich. Tylko ta myśl Cadfaelu nie daje mi spokoju..."

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
ukladsterujacy - aoc2-polska - lyaxcenterrpg - mta-yng - maxcs